Przejdź do zawartości

Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/388

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   382   —

— Więc, czy tak, Florentyno? — powtórzył. — Jedno, choćby najlżejsze skinienie głowy, a uwierzę ci ślepo, bo jesteś z rzędu tych ludzi, którzy nigdy nie kłamią i obietnica twoja jest dla ciebie świętą. Więc tak, Florentyno? Ach, Florentyno, odpowiedz więc... Szaleństwem jest wahać się!...
— Życie twoje zależy od mego humoru... Odpowiadaj... Patrz, papieros mój się kończy... Rzucam go... Florentyno... Jedno skinienie głowy... Czy tak?... Nie?...
Pochylił się nad nią i wstrząsnął ją za ramiona, jakgdyby chcąc zmusić do pożądanego ruchu głowy, ale nagle, w napadzie szaleństwa, powstał wołając:
— Ona płacze! Ona płacze! Ona śmie płakać! Ależ, nieszczęsna, czy sądzisz, że nie wiem dlaczego płaczesz? Znam twą tajemnicę, moja droga i wiem że łzy te nie są spowodowane obawą śmierci. Ty? Ależ ty się niczego nie lękasz! Nie, to jest co innego... Czy chcesz, abym ci wyjawił twój sekret? Ależ nie, ja nie mogę, nie mogę... słowa palą mi wargi. Oh, przeklęta kobieto! Ach, tyś chciała tego, Florentyno, ty sama chcesz umrzeć! Płaczesz... więc sama chcesz umrzeć...
Tak monologując spieszył się z przygotowaniem straszliwego końca. Portfel skórzany, zawierający papiery, który przed chwilą pokazywał był Fłorentynie, leżał na ziemi, więc włożył go do kieszeni marynarki. Później zdjął marynarkę, którą rzucił na pobliskie krzaki, ujął oskard i począł rozwalać kamienie. Szalał z wściekłości. I od czasu do czasu rzucał urywane zdania:
— Tyś sama chciała umrzeć, Florentyno!... Nikt zapobiedz temu już nie może... Nie mogę już nawet słuchać twej potakującej odpowiedzi... Za późno!... Sama tego chciałaś!... Tem gorzej dla ciebie!... Ach, ty płaczesz!... Ty ośmielasz się płakać! Co za szaleństwo! Jaka przewrotność!
Straszny, ohydny, okrutny, z oczami nabiegłemi krwią, włożył swój oskard między dwa bloki, w których tkwiła decydująca o losie groty cegła. Odsunąwszy się na bok przezornie uderzył raz, potem drugi raz w cegłę. Za trzecim razem cegła wyskoczyła na zewnątrz.