Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   32   —

— Jakto, panie prefekcie? Afeż za wszelką cenę!...
— Zapewne, że za wszelką cenę. Wszystko, czem rozporządzam, puszczę w ruch, ale nie mamy, przecież, jak pan sam widzi, żadnej absolutnie wskazówki.
— Ach! — zawołał don Luis. — To byłoby straszne. Dwie istoty mają umrzeć, a my nie bylibyśmy w stanie ich ocalić! Panie prefekcie, proszę pana bardzo, weź pan tę sprawę w swe ręce. Wola Morningtona od początku wmieszała pana w tę sprawę, a przez swoją powagę i doświadczenie nadasz jej tok energiczny.
Zaledwie don Luis powiedział te słowa, gdy sekretarz prefekta wszedł z biletem wizytowym w ręku.
— Panie prefekcie, ta osoba tak nalegała.... Wahałem się...
Desmalions przeczytał bilet i z radością wykrzyknął:
— Patrz pan, panie Perenna!
Perenna spojrzał na bilet i przeczytał następujące słowa: „Hipolit Fauville, inżynier, 14 bis, bulwar Suchet“.
— Przypadek chce — rzekł Desmalions — żeby wszystkie nici tej sprawy skoncentrowały się w moich rękach i ażebym się nią, zgodnie z pańskiem życzeniem, zajął. Zresztą, zdaje się, że wypadki biorą obrót dla nas korzystny. Jeżeli ów pan Fauville jest spadkobiercą sióstr Roussel, to zadanie będzie uproszczone.
— W każdym razie — zwrócił uwagę notaryusz — przypominam panu, że w testamencie zastrzeżono, iż odczytanie jego może nastąpić dopiero w czterdzieści ośm godzin, a zatem pan Fauville nie powinien być jeszcze wtajemniczony w sprawę.
Przez uchylone zaledwie drzwi wsunął się do gabinetu jakiś mężczyzna.
— Inspektor... inspektor Verot? — pytał zdyszany. — Już nie żyje, nieprawdaż? Mówiono mi...
— Tak, panie, już nie żyje.
— Zapóźno, zapóźno przybywam! — bełkotał przybyły i załamując ręce rozpacznie, począł wołać: