Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/374

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   368   —

I biegnąc za śladem pozostawionym przez koła limuziny zbliżał się do celu swojej wyprawy. Ku wielkiemu swemu zdziwieniu zauważył, że droga ta nie prowadziła do muru znajdującego się poza „stodołą wisielca”, z wysokości którego uczynił skok przed kilku tygodniami. Minąwszy lasek, don Luis znalazł się na szerokiej, zaniedbanej płaszczyźnie, gdzie droga skręcała ku starym wrotom opuszczonej budowli.
Wehikuł Florentyny musiał przejeżdżać przez te wrota. Don Luis w mgnieniu oka, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, jak się to stało, przesadził te wrota zamknięte żelazną baryerą i znalazł poza niemi znów te same ślady kół, zwracające się w lewo, ku obszarowi zarośniętemu krzewami, najeżonemu wzgórkami i ruinami, oplecionemi bluszczem.
I nagle w tym dziko rosnącym parku don Luis spostrzegł pozostawioną na boku, a raczej ukrytą w krzewach, limuzinę. Portyera była uchylona Wewnątrz panował nieporządek, poduszki były porozrzucane, szyba wybita, wszystko świadczyło, że pomiędzy zbrodniarzem a Florentyną rozegrała się walka. Musiał on skorzystać z tego, że Florentyna była uśpiona i związać ją postronkami i dopiero po przybyciu na miejsce Florentyna, chwytając się różnych przedmiotów, stawiała mu widocznie opór.
Don Luis przekonał się natychmiast o słuszności swej hypotezy. Posuwając się naprzód wązką ścieżką, zarośniętą trawą, zauważył, iż trawa była wzdłuż całej ścieżki czyjemiś stopami zgnieciona.
— Ach nędznik! — pomyślał. — On nie niósł swej ofiary, lecz ją wlókł!
Gdyby don Luis słuchał tylko głosu swego instynktu, to rzuciłby się odrazu na pomoc Florentynie, ale głębokie poczucie konieczności tego, co należało uczynić i czego należało uniknąć, powstrzymało go od popełnienia podobnej nieostrożności. Za najmniejszym objawem ataku z jego strony, tygrys zadusiłby swoją ofiarę. Chcąc temu zapobiedz, don Luis musiał spaść na niego niespodzianie i odrazu go unieszkodliwić