Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   332   —

odstawił mnie do więzienia, wpadł na ślady samochodu, uwożącego niewiadomo dokąd Florentynę Levasseur?
— Owszem, samochód ten zatrzymał się w Wersalu. Osoby, które go zajmowały wynajęły inne auto, którem miały się udać do Nantes. Oprócz tej odpowiedzi, czego pan sobie więcej życzy?
— Puszczenia mnie na wolność panie prezydencie.
— I to, rozumie się, natychmiast? — zapytał, śmiejąc się Valenglay.
— Co najwyżej za 40 lub 50 minut.
— O godzinie wpół do dziewiątej, nieprawdaż?
— W najgorszym razie, panie prezydencie!
— I na cóż potrzebne panu jest to uwolnienie?
— Po to, ażebym mógł doścignąć zabójcę Morningtona, inspektora Verota i członków rodziny Roussel.
— I uda się panu samemu tego dokonać?
— Tak jest.
— Wszak policya jest w ruchu, telegraf również i morderca nie ucieknie nam z Francyi.
— Panowie nie będziecie mogli go wykryć.
— Owszem, wykryjemy go.
— Zanim dokonacie tego, to zabije on Florentynę Levasseur. Będzie to już siódma ofiara tego bandyty. Samiście tego chcieli!
Valenglay zastanowił się przez chwilę, poczem zapytał:
— Według pana, wbrew wszelkim pozorom i wbrew umotywowanym podejrzeniom pana prefekta policyi. Florentyna Levasseur jest niewinna?
— Zupełnie niewinna, panie prezydencie.
— I pan sądzi, że ona jest w niebezpieczeństwie?
— W niebezpieczeństwie utraty życia.
— Pan kocha Florentynę Levasseur?
— Kocham!
Przez Valenglaya przeszedł dreszcz wesołości. Lupin zakochany! Lupin działający z pobudek miłosnych i wyznający otwarcie swą miłość! Co za interesująca przygoda!
Po chwili prezydent ministrów oświadczył:
— Śledziłem sprawę Morningtona dzień po dniu