Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   329   —

szczącego się na placu Beauvau, o godzinie ósmej rano.
W tym momencie czuł się już zupełnie spopojnym. Przyszłe wydarzenia przedstawiały się mu pod kątem całkiem innym, możnaby rzec, iż się odwróciły zupełnie. Walka zdawała się być łatwą, realizm rzeczy zdawał się nie przedstawiać żadnych komplikacyj. Zrozumiał jasno, że jeżeli rozkazy jego zostały wykonane, to musi być dany posłuch jego władczej woli. Przypuśćmy, że Weber zdał wierny raport prefektowi policyi; przypuśćmy, że prefekt tegoż rana zakomunikował żądanie Arseniusza Lupina prezydentowi ministrów; przypuśćmy, że Valenglay zechce zakosztować przyjemności widzenia się z Arseniuszem Lupinem; przypuśćmy, że Arseniusz Lupin w ciągu tej rozmowy uzyska pożądane zezwolenie. Nie były to wcale hypotezy, lecz pewniki, nie były to problemy do rozwiązania, lecz już rozwiązane prawdy. Przyjąwszy za punkt wyjścia literę A., to jeśli się przejdzie przez punkty, oznaczone literami B. i C., dojdzie się, chcąc, nie chcąc, do punktu, oznaczonego literą D.
Don Luis począł się uśmiechać.
— Zastanów się, kochany Lupinie — mówił w duchu — że ty kazałeś Hohenzollernowi przybyć do siebie z głębi jego Marchii Brandeburskiej. Valenglay nie mieszka tak daleko, do djabła! I w razie potrzeby ty możesz się do niego pofatygować. Tak jest, godzę się na to, iż pierwszy uczynisz krok. Ja złożę wizytę na placu Beauvau. Panie prezydencie ministrów, moje najgłębsze uszanowanie...
Rozradowany ruszył w kierunku drzwi, przedstawiając sobie umyślnie, iż są otwarte i że potrzebuje tylko przestąpić ich próg, aby na niego przyszła kolej audyencyi...
Trzykrotnie powtarzał ten dziecinny manewr, składając głęboki ukłon niewidzialnej osobie i jakgdyby zamiatając podłogę pióropuszem swego nieistniejącego również kapelusza, przyczem mruczał:
— Sezamie, otwórz się!
Za czwartym razem drzwi się otwarły.
Ukazał się w nich dozorca.