Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/327

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   321   —

Chciał zająć miejsce szofera, ale Weber wepchnął go do wnętrza auta, oświadczając:
— To zbyteczne, albowiem szofer umie spełniać swoje obowiązki. Pojedziemy dzięki temu szybciej.
Don Luis, Weber i dwaj policyanci zajęli miejsca w samochodzie, podczas gdy Mazeroux zasiadł obok szofera.
— Do Wersalu! — wołał don Luis.
Auto ruszyło, a don Luis ciągnął dalej:
— Trzymamy ich! Rozumiecie panowie, że okazya do przychwycenia ich jest teraz wyśmienita! Oni jadą zapewne szybko, ale nie ze zbytnim pośpiechem, albowiem nie przypuszczają wcale, że są ścigani... Ach, bandyta! Dlaczego ten samochód tak warczy?... Prędzej szoferze! Ale dlaczego, u djabła, skręciliśmy w tem miejscu?... Samochód ten wystarcza właściwie dla nas obojga, panie Weber... Ech, Mazeroux, zejdź lepiej i wsiądź do innego auta... Ależ tak, nie prawdaż, panie Weber, jedziemy w złym kierunku?... Wszak to głupota!...
Urwał, a ponieważ siedział w głębi, pomiędzy Weberem i jednym z agentów, więc uniósł się całem ciałem i pochylając się ku portyerze, wykrzyknął:
— Ach, tak! Ależ jaki kierunek bierze to bydlę? Wszak to nie jest droga... Co to właściwie ma znaczyć?...
Odpowiedział mu na te wątpliwości wybuch śmiechu. To śmiał się Weber drżąc z zadowolenia. Don Luis, dławiąc się z wściekłości, zaklął siarczyście i czyniąc straszliwy wysiłek, chciał wyskoczyć z pojazdu, ale sześć rąk spadło na niego i został unieruchomiony. Weber ściskał go pod gardło, agenci zaś trzymali za ręce. Ciasnota, panująca w samochodzie, uniemożliwiała mu wszelką obronę, a przytem poczuł na swej skroni zimną lufę rewolweru.
— Ani się rusz! — mruknął Weber — bo inaczej palnę prosto w łeb! Ach, ach, nie spodziewałeś się czegoś podobnego?... Ha, ha!... to jest właśnie rewanż Webera!...
Gdy zaś Perenna mimo to rzucał się jak zwierzę w potrzasku, Weber oświadczył groźnie: