Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   303   —

koła stołu. Komendant d’Astrignac przyglądał się Perennie, którego zimną krwią był zachwycony. Notaryusz i sekretarz ambasady objawiali zdenerwowanie. I istotnie nic nie było bardziej denerwującego, jak to pytanie: czy ohydny ten zbrodniarz zjawi się tu przed nimi?
— Chwilkę spokoju! — ozwał się prefekt, przerywając nagle swój spacer.
Ktoś mijał właśnie przedpokój...
Ktoś pukał...
— Proszę wejść!
Wszedł odźwierny. Trzymał tacę w rękach.
Na tacy znajdował się list oraz bilet wizytowy objaśniający cel wizyty.
Pan Desmalions rzucił się naprzód.
Gdy wyciągał rękę po list zawahał się na małą chwilę. Był bardzo blady. Zapanowawszy rychło nad sobą, wziął list i bilet.
— Ach! — wykrzyknął w najwyższem zdumieniu.
Zwrócił oczy na don Luisa, zastanowił się, poczem rzucił odźwiernemu pytanie:
— Czy ta osoba jest tutaj?
— W przedpokoju, panie prefekcie.
— Skoro tylko zadzwonię, wprowadzisz ją.
Odźwierny wyszedł.
Pan Desmalions stał jak wryty przed swojem biurkiem. Po raz drugi don Luis skrzyżował swoje spojrzenie ze spojrzeniem prefekta i ogarnął go niepokój. Co się właściwie stało?
Nagłym ruchem prefekt rozerwał kopertę, rozłożył list i począł czytać.
Śledzono każdy jego giest, najbłachszą zmianę wyrazu jego twarzy. Czy przepowiednia Perenny się sprawdzi? — myślano. — Czy piąty spadkobierca upomni się o swe prawa spadkowe?
Po przeczytaniu pierwszych słów listu, prefekt podniósł głowę i zwracając się do don Luisa, mruknął:
— Miałeś pan racyę. Mamy do czynienia z reklamacyą praw spadkowych.
— Kto o te prawa się dopomina? — nie mógł powstrzymać się od tego pytania Perenna.
Pan Desmalions nie dał jednak żadnej odpowiedzi Kończył odczytywanie listu. Później prze-