Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   219   —

— I on chciał zemknąć tą samą drogą. Widziano go w drzwiach piwnicy przed pięciu minutami.
— Skąd o tem wiecie?
— Od agenta, postawionego tam na straży.
— No i cóż dalej?
— Don Luis cofnął się z powrotem do piwnicy.
Weber wydał okrzyk radości.
— Więc go trzymamy! Będzie to kiepska sprawa dla niego! Opór stawiony policyi... Wspólnictwo ze zbrodniarzami... Nareszcie Będzie można go zdemaskować! Huzia! huzia chłopcy! Dwóch z was niechaj pilnuje Sauveranda, czterech zaś niech biegnie na plac Palais Bourbon i zajmie tam posterunek z rewolwerami w dłoni. Dwóch ludzi ma wejść na dach. Reszta za mną! Zaczniemy od pokoju panny Levasseur. A następnie pójdziemy do jego apartamentów. Do roboty, chłopcy!


„...stał tam Sauverand z rewolwerem w ręku...“

Don Luis nie czekał, aż zwali się nań gromada agentów. Dowiedziawszy się o ich zamiarach, począł się cofać w kierunku mieszkania panny Levasseur. Przedostawszy się przez jej mieszkanie ku drzwiom poziomym, przez które niedawno przechodził, skonstatował, że drzwi funkcyonują doskonale, a ponieważ przysłonić je można było firankami stojącego tuż pod niemi w alkowie łóżka, więc spodziewał się, że Weber nie łatwo znajdzie się na jego śladach.
Raz znalazłszy się poza temi drzwiami don Luis