Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   217   —

go do poziomu pierwszego piętra. Tam, przy świetle elektrycznej latarki, zapuścił się pod sklepienie tunelu, bardzo niskiego, wybitego, jak mu się zdawało, w murze, a tak wąskiego, że trzeba było ściągnąć ramiona, chcąc posuwać się naprzód.
O trzydzieści metrów dalej tunel skręcał na prawo, a następnie, na końcu znajdowały się drzwi poziome, rodzaj klapy, w czeluści której widniały znów schody. Nie wątpił, że uciekinierzy wymykali się tą drogą.
Na dole uderzyło jego oczy światło. Znalazł się w alkowie, oddzielonej od dalszej części ubikacyi drewnianem przepierzeniem. Minąwszy to przepierzenie, ze zdumieniem spostrzegł, iż znalazł się w pokoju panny Levasseur.
Teraz już zoryentował się należycie. Było to wyjście, bynajmniej nie sekretne, gdyż prowadziło ono na plac Palais Burbon, ale bardzo pewne, używane zwykle przez Sauveranda wówczas, gdy Florentyna wprowadzała go do siebie.
Don Luis minął więc przedpokój i zbiegł szybko po schodach, prowadzących do piwnicy. W ciemności rozpoznał dzięki światłu, wpadającemu z góry przez małe, zakratowane okienko, niskie drzwi, po których staczano zazwyczaj do piwnicy beczki. Poomacku odszukał zasuwę i uszczęśliwiony, że nareszcie następuje kres wyprawy, otworzył.
— A niech to pioruny! — zaklął, cofając się w tył i chwytając kurczowo zasuwę, którą, udało mu się zamknąć.
Dwóch agentów policyi strzegło wyjścia. Ujrzawszy Perennę chcieli się rzucić na niego.
Skąd się tu wzięli ci dwaj ludzie? Czy przeszkodzili ucieczce Sauveranda i Florentyny? Aież w takim razie don Luis natknąłby się na nich niezawodnie, albowiem wędrował przecież tą samą drogą, co oni!
— Nie! — pomyślał. — Ucieczka musiała nastąpić przed postawieniem tu warty. Ale, do djabła, teraz na mnie kolej się stąd wydobyć, a to nie będzie łatwe. Czyż dam się tak wziąć z gniazda, jak królik?