Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   190   —

Znalazłem się w potrzasku. Niechaj się spełnia wyrok przeznaczenia! Jednak, czy mogę mówić? Nie mam już obecnie innego życzenia, prócz tego jednego.
— Mów pan! — odrzekł. — Drzwi te są zamknięte. Otworzę je wtedy dopiero, gdy będzie mi się podobało. Mów!
— Załatwię się z tem krótko — oświadczył Sauverand. — Zresztą wiem nie wiele. Nie żądam, żebyś mi pan wierzył, lecz tylko, żebyś zechciał mnie wysłuchać, tak, jakgdyby to było istotnie rzeczą możliwą, abym powiedział prawdę, całą prawdę!
To rzekłszy, rozpoczął swą spowiedź:
— Od początku swego życia — mówił — nie zetknąłem się nigdy z Hipolitem Fauvillem i jego małżonką, z którymi jednak byłem w stałej korespondencyi — przypomina pan sobie to, że jesteśmy krewnymi — gdy przypadek połączył mas przed kilku laty w Palermie, gdzie Fauville’owie spędzali zimę, podczas gdy przygotowywano dla nich nową siedzibę na bulwarze Suchet. Przeżyliśmy pięć miesięcy razem, widując się codziennie. Małżonkowie Fauville nie żyli ze sobą w zbyt dobrej harmonii. Pewnego wieczoru, po gwałtownej sprzeczce małżeńskiej, zastałem ją płaczącą. Wzruszony do głębi jej łzami, nie mogłem powstrzymać się od wyjawienia swej tajemnicy. Od pierwszej chwili naszego spotkania kochałem Maryę Annę... Miałem ją kochać zawsze i coraz bardziej!...
— Pan kłamiesz! — wykrzyknął don Luis, nie mogąc zapanować nad sobą. — Wczoraj, w pociągu, wiozącym was z Alençon, widziałem was — oboje...
Gaston obrzucił spojrzeniem Florentynę. Milczała, ukrywszy twarz w dłoniach. Miast odpowiedzi na zarzut don Luisa, Gaston Sauverand kontynuował swą spowiedź:
— Marya Anna odpłacała mi również wzajemnością. Wyznała mi swą miłość, ale kazała mi równocześnie przyrzec, iż nigdy nie będę się starał uzyskać od niej niczego więcej ponad to, na co pozwala najbardziej niepokalana przyjaźń. Do-