Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   164   —

należało przypuścić, że nieznajoma, spłoszona przez Perennę, szukała tam kryjówki i że ona spowodowała runięcie tych przedmiotów.
Don Luis ustawił swą latarkę elektryczną na beczułce w ten sposób, iż światło jej padało w otwór, prowadzący na strych. Nie widząc nic podejrzanego, jak tylko arsenał starych rupieci, bron, kos i sierpów, nie nadających się do użytku, przypisywał obsunięcie się spadających przedmiotów poruszeniu jakiegoś chowającego się dziko kota. Chcąc się jednak o tem naocznie przekonać, zbliżył się do drabiny i począł piąć się w górę po szczeblach.
Nagle jednak, w momencie właśnie, gdy miał wejść już na strych, posypały się z góry z łoskotem dalsze przedmioty. I oto w otworze stanowiącem wejście na strych pojawiła się sylweta ludzka, czyniąca giest straszny...
Stało się to z szybkością błyskawicy. Don Luis spostrzegł długie ostrze kosy, przecinającej powietrze. Sekunda wahania tylko, a straszna ta broń odcięłaby mu głowę od tułowia!
Pora istotnie była najwyższa przytulić się do drabiny. Ostrze kosy przeszyło powietrze tuż przy nim, ocierając się o jego kamizelkę. Perenna szybko zsunął się w dół po drabinie.
Widział jednak to, na czem mu zależało. Zobaczył mianowicie straszną twarz Gastona Sauveranda, poza nim zaś dostrzegł oświetloną światłem elektrycznem, skrzywioną jakby w skurczu bolesnym twarzyczkę panny Levasseur.


——o——