— Tak, panie prefekcie. Kazałem zajechać karetce tuż przed bramę, obok pańskiego samochodu.
— Ilu was jest?
— Ośmiu, ale dwóch agentów jeszcze przybędzie.
— Przeszukaliście dom?
— A jakże! Zresztą jest pusty. Niema tu nic, jak tylko najkonieczniejsze meble, a w pokoju zaś stosy papierów.
— Dobrze, więc zabierzcie te papiery i podwoić należy czujność.
Gaston Sauverand wypełniał spokojnie rozkazy i postępował już za brygadyerem, lecz znalazłszy się na progu drzwi, stanął.
— Panie prefekcie — rzekł — ponieważ pan prowadzisz śledztwo, przeto zaklinam pana, abyś miał pieczę nad papierami, leżącymi na stole w moim pokoju, są to bowiem notatki, które kosztowały mnie wiele nieprzespanych nocy. Ponadto zaś...
Zawahał się, najwidoczniej zaambarasowany.
— Ponadto? — powtórzył jak echo prefekt.
— Dobrze, panie prefekcie, chcę panu powiedzieć... pewne rzeczy...
Szukał wyrazów i zdawał się obawiać ich konsekwencji. Zdecydował się jednak nagle:
— Panie prefekcie — rzekł — jest tutaj gdzieś... pakiet listów... cenionych przezemnie ponad życie... Być może, że te listy, jeśli się je zechce źle zrozumieć, będą stanowić broń przeciw mnie, ale mniejsza o to... Przedewszystkiem zależy mi na tem, żeby były one zabezpieczone... Zobaczy pan, że są tam dokumenta nadzwyczajnej wagi... panu je powierzę i... tyiko panu, panie prefekcie.
— Gdzie one się znajdują?
— Skrytkę łatwo jest znaleźć. Wystarczy wejść do pokoju, znajdującego się nad nami i nacisnąć z prawej strony okna gwóźdź... gwóźdź na pozór nieużyteczny, ale manewrujący kasetką na zewnątrz, pod dachówką, wzdłuż rynny.
Sauverand ruszył naprzód w towarzystwie dwóch agentów, w ostatniej jednak chwili prefekt go powstrzymał:
Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/119
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 113 —