Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   111   —

Pan Desmalions zadrżał, tak, iż wzruszenie, jakiego doznał, odbiło się na jego twarzy. Jeżeli bowiem ten człowiek mówił istotnie prawdę, jeżeli był on naprawdę synem tego Wiktora, którego stanu cywilnego nie udało się jeszcze policyi stwierdzić, to tem samem, ponieważ inżynier Fauville i jego syn nie żyją, a pani Fauville, wskutek stwierdzonego udziału w zbrodni została pozbawiona praw spadkowych, aresztowano ostatniego spadkobiercę Morningtona!
Ale dlaczego w takim razie sam przeciw sobie nasuwa straszne podejrzenia, nie będąc do tego wcale zmuszonym?
— Moje rewelacye — ciągnął dalej aresztowany — zdają się pana, panie prefekcie, zdumiewać. Być może, iż wyświetlą one błąd, którego padłem ofiarą?
Słowa te były wypowiedziane z całkowitym spokojem, uprzejmością i dystynkcyą. Aresztowany zdawał się nie przypuszczać nawet, że rewelacye jego potwierdzały właśnie prawidłowość przedsięwziętych przeciw niemu zarządzeń.
Nie odpowiadając na jego pytania, prefekt policyi zapytał:
— A zatem pańskie prawdziwe nazwisko brzmi?...
— Gaston Sauverand.
— Dlaczego używał pan nazwiska zmyślonego?
Sauverand zawahał się chwilę, co nie uszło oczywiście uwagi tak bystrego obserwatora, jak pan Desmalions.
— To jest moja sprawa, nie zaś sprawa policyi! — odparł.
Desmalions uśmiechnął się.
— Argument nieszczególny — oświadczył. — Czy użyłbyś go pan także w takim razie, gdybym zechciał się od pana dowiedzieć, dlaczego się pan ukrywa, dlaczego porzuciłeś swoje mieszkanie przy ulicy Roule, nie zostawiając tam swego adresu i dlaczego kierujesz swą korespondencyę na pocztę, zastępując adres inicyałami?
— Tak, panie prefekcie, są to moje prywatne sprawy, których nie mam obowiązku panu wyjaśniać.
— Jestto odpowiedź zupełnie podobna do tej, jaką nam wciąż daje pańska wspólniczka.