Strona:Leblanc - Zęby tygrysa (1924).djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   109   —

dwóch agentów za kołnierz, zdawał się oddawać refleksyom, szukać w myśli tajemniczych motywów niespodziewanego aresztowania. Był to człowiek o inteligentnym wyrazie twarzy, brodę miał ciemną o rudawym odcieniu, oczy szaro-niebieskie, rzucające z poza binokli, które nosił, ostre niekiedy spojrzenia. Szerokie plecy, potężny kark znamionowały siłę.
— Czy kazać zajechać karetce? — zagadnął brygadyer Webera.
— Jeszcze sekundę... Prefekt przyjedzie... Poczekamy na niego.... Czy przeszukaliście kieszenie? Żadnej broni?
— Żadnej.
— Niema nic podejrzanego?
— Nie, nic.
Prefekt, przybywszy wkrótce, przyjrzał się dobrze aresztowanemu, porozumiał się z cicha z Weberem i kazał sobie opowiedzieć szczegóły aresztowania.
— Wybornie! — rzekł, wysłuchawszy relacyi. — Potrzebowaliśmy tego. Gdy dwóch aresztowanych wspólników zacznie mówić, to wszystko się wyjaśni. A więc nie było żadnego oporu?
— Żadnego, panie prefekcie.
— To nic... Miejmy się na baczności.
Więzień zachowywał zupełne milczenie. Miał minę człowieka nie mogącego wytłumaczyć sobie zaszłych wydarzeń, gdy jednak zrozumiał, że nowo przybyły jest prefektem policyi, podniósł głowę.
— Nie potrzebujemy panu wyjaśniać motywów aresztowania, nieprawdaż? — zapytał prefekt.
— Przeciwnie, wybacz pan, panie prefekcie — odrzekł zapytany — ale poproszę pana o wyjaśnienie. Nie mam zupełnie pojęcia, z jakiego powodu to wszystko się dzieje. Pańscy agenci są prawdopodobnie w jakimś srasznym błędzie, który jedno moje słowo będzie może w stanie rozproszyć. Wyjaśnienia tego pragnę... wymagam...
Prefekt, wzruszając ramionami, odrzekł: — Jesteś pan posądzony o współudział w zamordowaniu inżyniera Fauville’a i jego syna.
— Hipolit nie żyje?!... — wykrzyknął.
Był to okrzyk spontaniczny, jakby mimowolny. Był to okrzyk zdumienia i zgrozy istoty wstrzą-