Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Three, odpowiedział Anglik, podnosząc trzy palce.
— Trzy godziny... mruknął Szymon, jesteśmy więc oddaleni od wybrzeża angielskiego o trzy godziny...
Teraz już prawda, prawda olbrzymia okazała mu się w całej pełni. A jednocześnie zrozumiał przyczyny swej pomyłki. Ponieważ brzegi Francji od ujścia Sommy podnoszą się linją pionową, było więc rzeczą nieuniknioną, że posuwając się w kierunku równoległym do wybrzeża francuskiego, doszedł do brzegów Anglji, do Folkestone, do Douvres, a nawet jeżeli skręci trochę na lewo, do Hastings. Nie zdawał sobie z tego sprawy dlatego, iż trzykrotnie miał dowody, że Francja jest na prawo, a nie poza nim i szedł z przekonaniem, że Francja znajduje się w pobliżu i że brzeg jej lada chwila wyłoni się z za chmur i mgły.
A teraz okazuje się, że ma przed sobą brzeg angielski! A człowiek spotkany był Anglikiem!
Cud! Cud! Z bijącem głośno sercem trzymał marynarza w objęciach i wpatrywał się w jego przyjazną twarz! Intuicyjnie odczuwał znaczenie wyjątkowe chwili obecnej i przyszłej, znaczenie tego faktu olbrzymiego, jaki dokonał się w przeciągu kilku godzin, a symbolem tej dziejowej chwili było spotkanie jego z człowiekiem z za morza, z Anglikiem.
Marynarz również odczuwał wielkość chwili, która ich połączyła. Jego spokojny uśmiech nabierał odcieni poważnych. Kilkakrotnie w milczeniu pokręcił głową. I obaj, trzymając się za ręce patrzyli sobie długo w oczy z tkliwością, właściwą istotom, które nie rozłączyły się nigdy, walczyły razem i razem otrzymują nagrodę za wspólne czyny i zasługi.
Anglik napisał swe imię na kawałku papieru: William Brown. A Szymon rzekł mu w porywie entuzjazmu, do jakiego jego impulsywna natura była bardzo skłonna:
— Williamie Brown, nie mówimy tym samym językiem, ty mnie nie rozumiesz i ja ciebie rozumiem źle. A jednak jesteśmy teraz złączeni bardziej niż dwaj miłujący się bracia. Uścisk nasz ma znaczenie, którego nie możemy jeszcze nale-