Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 20 —

głosem Szymon, widząc w restauracji za stołem swego dawnego profesora.
I zamiast uciekać od niego, jak to zwykł był czynić na widok księdza, zbliżył się do niego.
— Jak zdrowie, drogi mistrzu?
— A, to ty, kochany Szymonie Dubosc!
Z pod cylindra bardzo staromodnego, wyrudziałego i zniszczonego, wyglądała okrągła twarz proboszcza, o dużych policzkach, opadających na kołnierzyk bardzo wątpliwej czystości. Coś w rodzaju czarnego sznurka zastępowało krawat. Liczne plamy pyszniły się na kamizelce i marynarce, a płaszcz koloru wypełzłej zieleni, pozbawiony guzików, zdradzał wiek znacznie starszy od cylindra.
Ojciec Calcaire — Ojciec Wapienny — zatracił już prawdziwe swe nazwisko i znany był jedynie pod tym przydomkiem, wykładał nauki przyrodnicze w kolegjum w Dieppe w przeciągu ćwierćwiecza. Geolog uczony i istotnej wartości, zawdzięczał przydomek swój studjom nad formacjami osadowemi wybrzeża normandzkiego. Studja te przeprowadzał gruntownie, badając nawet dno morskie i mimo zbliżającej się sześćdziesiątki, nie ustawał w pracy. Jeszcze w roku zeszłym Szymon widział go, tego człowieka ociężałego, pokręconego od reumatyzmu, jak zamknięty w kloszu nurka poraz czterdziesty ósmy opuszczał się na dno morza w pobliżu Saint-Valery-en-Caux. Od Hawru do Dunkierki, od Portomouth do Douvre, cały kanał La Manche nie miał dla niego tajemnic.
— Czy mistrz wraca do Dieppe?
— Przeciwnie, przybywam stamtąd. Przepłynąłem tej nocy, jak tylko dowiedziałem się o zatonięciu kutra angielskiego... wiesz zapewne... pomiędzy Seaford a ujściem Cuckmere. Już od rana rozpocząłem moją ankietę u ludzi, którzy byli naocznymi świadkami.
— No i cóż? zainteresował się Szymon.
— Otóż o jakąś milę od wybrzeża widzieli wrzenie fal i piany, wirującej z zawrotną szybkością dookoła środka, two-