Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 18 —

don Kiszota! Naprawdę, okres ten jest zbyt długi dla mnie! Dziękuję panu z głębi serca. Do widzenia niebawem...
I dość zadowolony z obrotu sprawy Szymon odszedł w kierunku pawilonu klubu. Imię Izabelli nie zostało nawet wymówione w rozmowie.
— Więc jakże, zapytał go Edward Rolleston, czy oświadczyłeś się?
— Mniej więcej.
— A odpowiedź?
— Doskonała, Edwardzie, doskonała. Nie jest zupełnie rzeczą niemożliwą, by ten poczciwy człek, który tam właśnie znów uderza kulę i puszcza ją w ruch, nie stał się teściem Szymona Dubosc. Trzeba jeszcze załatwić drobiazg jeden... musi stać się coś... nie wiem co... jakieś niezwykłe zdarzenie, kataklizm jakiś straszliwy, któryby zmienił oblicze ziemi. Oto wszystko.
— Słuchaj, Szymonie, odpowiedział Rolleston, takie zdarzenia są rzadkie.
— Więc w takim razie, kochany Edwardzie, musi stać się wola moja i wola miss Bakefield!
— To znaczy?
Szymon nie odpowiedział. Ujrzał właśnie Izabellę, wychodzącą z pawilonu.
Na widok jego, panna zatrzymała się. Byli oddaleni od siebie o jakie dwadzieścia kroków. We wzroku jej poważnym i skupionym malowało się uczucie. Zamienili ze sobą spojrzenie pełne obietnic miłości, oddania się, poświęcenia, szczęścia i pewności.


II.
NA MORZU.

Nazajutrz w Newhaven Szymon Dubosc dowiedział się, że dnia poprzedniego około godziny szóstej zatonął kuter ry-