Przejdź do zawartości

Strona:Leblanc - Straszliwe zdarzenie.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dla pana, podobnie jak te, które wczoraj znaleźliśmy na pledzie. Proszę:
Podała kawałek papieru zwiniętego i wilgotnego. Widniało na nim parę zdań, w pośpiechu skreślonych ręką Izabelli. Tak, jej pismo. Nie było wątpliwości.

„Kierunek na Dieppe zaniechany. Usłyszeli, że jest „mowa o źródle złota. Prawdziwe źródło, tryskające zło„tem, jak opowiadają. Idziemy w tę stronę. Narazie „niema niebezpieczeństwa”.

Dolores dodała:
— Odeszli przed wschodem słońca w górę rzeki. Jeżeli rzeką tą jest Somma, musimy przypuścić, że przejdą ją w któremś miejscu wbród, a szukanie brodu zajmnie im sporo czasu. Więc odnajdziemy ich, panie Szymonie.


III.
SAM NA SAM.

Zmęczony do ostateczności koń nie mógł im oddać żadnej usługi. Po krótkiej naradzie postanowili go zostawić. Wybrali z juków rzeczy najkonieczniejsze, a koc owinęła Dolores dokoła siebie nakształt płaszcza, poczem ruszyli pieszo w dalszą drogę.
Teraz dziewczyna kierowała pościgiem. Szymon, uspokojony listem Izabelli, posłusznie dawał się prowadzić i coraz częściej musiał konstatować przenikliwość Dolores, jej umiejętność orjentowania się i bystrość jej spostrzeżeń czy też intuicję.
Mniej skłopotany i czując, jak bardzo zrozumiane jest każde jego słowo, zachwycał się głośno i entuzjastycznie cudami nowego świata. Wybrzeża niezdecydowane jeszcze, zmienny kolor wód, kształty niepewne pagórków i wyżyn, linje zaledwie bardziej zaznaczone niż rysy twarzy dziecięcej, wszystko