dla pana, podobnie jak te, które wczoraj znaleźliśmy na pledzie.
Proszę:
Podała kawałek papieru zwiniętego i wilgotnego. Widniało na nim parę zdań, w pośpiechu skreślonych ręką Izabelli.
Tak, jej pismo. Nie było wątpliwości.
„Kierunek na Dieppe zaniechany. Usłyszeli, że jest „mowa o źródle złota. Prawdziwe źródło, tryskające zło„tem, jak opowiadają. Idziemy w tę stronę. Narazie „niema niebezpieczeństwa”.
Dolores dodała:
— Odeszli przed wschodem słońca w górę rzeki. Jeżeli rzeką tą jest Somma, musimy przypuścić, że przejdą ją w któremś miejscu wbród, a szukanie brodu zajmnie im sporo czasu.
Więc odnajdziemy ich, panie Szymonie.
Zmęczony do ostateczności koń nie mógł im oddać żadnej usługi. Po krótkiej naradzie postanowili go zostawić. Wybrali z juków rzeczy najkonieczniejsze, a koc owinęła Dolores dokoła siebie nakształt płaszcza, poczem ruszyli pieszo w dalszą drogę.
Teraz dziewczyna kierowała pościgiem. Szymon, uspokojony listem Izabelli, posłusznie dawał się prowadzić i coraz częściej musiał konstatować przenikliwość Dolores, jej umiejętność orjentowania się i bystrość jej spostrzeżeń czy też intuicję.
Mniej skłopotany i czując, jak bardzo zrozumiane jest każde jego słowo, zachwycał się głośno i entuzjastycznie cudami nowego świata. Wybrzeża niezdecydowane jeszcze, zmienny kolor wód, kształty niepewne pagórków i wyżyn, linje zaledwie bardziej zaznaczone niż rysy twarzy dziecięcej, wszystko