Strona:Leblanc - Posłannictwo z planety Wenus.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Teraz wybiła godzina wyznania! Jakże szczęśliwym czułem się, że mogę jej to wyznanie uczynić!…
— Więc gdybyś nie była córką Massignaca… Beranżero — czy nie przychodziło ci nigdy na myśl — jak to możliwe, iż do Massignaca odnosiłaś się zawsze z taką obojętnością, a i on nie spełniał swych obowiązków ojcowskich?… Kiedy byłaś młodziutką dziewczynką — to sama myśl o powrocie do niego — napełniała cię przestrachem? Całe życie twoje, cała dusza koncentrowały się w Enclos… Serce twoje zwracało się ku Noelowi Dorgeroux… Czy nie sądzisz, że warto się nad tym zastanowić?… Wszak instynkt najsilniej przemawia w dziecku!…
Beranżera zatrzymała na mnie zdziwione wejrzenie swych cudnych oczu:
— Nie rozumiem.
— Nie rozumiesz, boś nigdy o tych rzeczach nie myślała… Zastanów się jednak, czy naturalnem jest to poczucie ulgi, jakie cię ogarnęło, kiedyś się dowiedziała o śmierci twego rzekomego ojca…
— Dlaczego mówisz — rzekomego ojca?!
— Dlatego — odparłem z uśmiechem — że nie widziałaś nigdy swej metryki urodzenia, a fakty, o których wspomniałem nie stanowią bynajmniej dowodu, żeś istotnie córką Massignaca…
— Nie masz jednak żadnego dowodu na to, że tak nie jest?!
— Kto wie? może i mam ten dowód…
— Co?!… masz dowód?!
— Nie inaczej!…
Policzki Beranżery zabarwiły się różową falą krwi, oczy jej płonęły podnieceniem:
— Wiktorynie! błagam cię! nie męcz mnie dłużej!… Jeżeli coś wiesz, to nie pozostawiaj mnie w tej dręczącej niepewności…
— Czy znasz pismo Massignaca?
Skinęła potwierdzająco głową. Wyjąłem z kieszeni list i podałem go jej.