Strona:Leblanc - Posłannictwo z planety Wenus.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ażeby mi rozwiązać język!… Dziesięć dni musiałem leżeć w łóżku, żeby przyjść do siebie!… To nie jego zasługa z pewnością, że żyję jeszcze! A! nędznik! Zresztą ma i on za swoje… może nawet lepiej mu się dostało aniżeli mnie!… Ręka, która go ugodziła, nie drżała!…
O jakiej ręce mówił, i jaki dramat rozegrał się w ciemnościach? Nie pytałem go o to. Jedna tylko rzecz mnie specyalnie interesowała:
Massignac, czytałeś pan pamiętnik Benjamina Prevotelle? Czy jego przypuszczenia są zgodne z prawdą? czy zgadzają się z rozprawą mego wuja, którą pan czytałeś?
Wzruszył ramionami:
— Wszystko jedno. Czy ja chowam obrazy dla siebie? Nie robię tego. Przeciwnie. Staram się pokazać wszystkim i zarobić w ten sposób uczciwie pieniądze… Czego oni mogą chcieć jeszcze odemnie…
— Chcą zabezpieczyć odkrycie, które…
— Nigdy! Nigdy! — wykrzyknął gniewnie. Dajcie mi święty spokój. Kupiłem, tak jest, kupiłem! sekret Noela Dorgeroux i zachowam go jako moją wyłączną własność, pomimo wszystko i wbrew wszystkim!… Nie zlęknę się żadnych gróźb. Nie powiem ani słowa, tak jak nie powiedziałem wtedy, gdym się wił w pazurach Velmota!… Wiktorynie Beaugrand, mówię ci, że sekret Noela Dorgeroux we mnie żyje i razem ze mną umrze!… Przysięgam na to.
Kiedy kilkanaście minut później Massignac szedł na swoje miejsce, nie miał już miny pogromcy dzikich bestyi ale sam wyglądał na wystraszone zwierzę, które płoszy się najlżejszym hałasem.
Woźni uzbrojeni w pałki, towarzyszyli mu jak poprzednio. Dowiedziałem się, że im wypłacono podwójną gażę.
Ostrożności były najzupełniej zbyteczne tym razem. Massignacowi nie groziło ze strony tłumu żadne niebezpieczeństwo. Publiczność zachowywała niezmącone niczem milczenie, jak gdyby uczestniczyła w jakimś uroczystym obrzędzie religijnym. Nie słychać było ani oklas-