Strona:Leblanc - Posłannictwo z planety Wenus.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lecz ciemności nieprzeniknionych żadna nie rozjaśniała gwiazda.
— Łódź jest tutaj — rzekł chłopiec.
— A! przeprawiamy się na drugi brzeg!
— Tak. Panienka ukryła się po tamtej stronie rzeki. Niech pan tylko zachowuje się cicho.
Wkrótce przybiliśmy do brzegu. Potem kamienista ścieżka poprowadziła nas ku małemu piętrowemu domkowi. Malec zapukał do drzwi trzy razy.
Natychmiast otwarto. Wstąpiłem na kilka stopni, poczem, przez sionkę oświetloną mdłym blaskiem świecy dostałem się do ciemnego pokoju, gdzie jakaś postać niewyraźnie rysowała się w mroku.
Nagle zabłysnęło światło elektryczne i ujrzałem lufę rewolweru wymierzoną w moją pierś.
Twardy męski głos rzekł:
— Pan zachowasz się zupełnie cicho! Najmniejszy hałas, najlżejsza próba ucieczki — a los twój przesądzony!… Jeżeli pan będziesz spokojny, to nie obawiaj się niczego. A teraz możesz pan spać…
Drzwi zatrzaśnięto. Rygle zazgrzytały.
Wpadłem w pułapkę!.. Velmot — to był bezwątpienia on — wciągnął mnie w sieci, rozsunięte przy pomocy Beranżery…
Ta przygoda równie niezrozumiała, jak wszystkie inne, łączące się z imieniem i osobą Beranżery Massignac, więcej mnie zdumiała niż przeraziła.
Pytania, na które niepodobna było znaleźć odpowiedzi cisnęły mi się rojem do głowy: Dlaczego ona zdradziła mnie? Czego chce odemnie pan Velmot? Poco mnie zamyka tutaj, jeżeli nie żywi, jak mi oświadczył, wrogich wobec mnie zamiarów?
Po omacku usiłowałem zoryentować się w ciemnym pokoju. Skonstatowawszy, że znajduje się tam łóżko, a raczej tapczan przykryty kołdrą, zdjąłem obuwie, zrzuciłem zwierzchnie ubranie i położyłem się spać. Byłem tak zmęczony i wyczerpany, że po kilku minutach spa-