Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/304

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Młoda osoba rzeczywiście ukazała się w progu bramy i przechodziła przez plac.
— A oto pan Bresson.
— Pan Bresson? który?
— Ten, co niesie paczkę pod pachą.
— Ale on zupełnie nie zwraca uwagi na tę panienkę. Ona sama idzie do powozu.
— Ah! bo tak jeszcze nigdy ich nie widziałem razem.
Dwaj ajenci powstali szybko. Przy świetle latarni poznali sylwetkę Lupina, który oddalał się szybko w kierunku przeciwnym od placu.
— Za kim pan wolisz iść? — zapytał Ganimard.
— Za nim, rozumie się! Gruba zwierzyna.
— A więc ja dążę za panienką — rzekł Ganimard.
— Nie, nie — zaprotestował żywo Anglik, który nie chciał nic z tej sprawy odsłaniać Ganimardowi. Wiem, gdzie panienkę znaleść... Nie odchodź pan odemnie.
W pewnej odległości, korzystając z chwilowej zasłony przez przechodniów i kioski, zaczęli ścigać Lupina. Pogoń zresztą