Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Szczęście... szczęście... — mruknął doktor.
— Dalibóg! Przy jego silnej organizacyi nic mu nie będzie.
— Po sześciu tygodniach łóżka i dwu miesiącach rekonwalescencyi.
— Nic więcej?
— Nic, chyba, że komplikacye jakie nastąpią...
— Czemuż u djabła! chce pan, aby komplikacye następowały?
Najzupełniej uspokojony Holmes udał się teraz z baronem do buduaru. Tym razem tajemniczy gość nie zachował poprzedniej powściągliwości. Bez najmniejszego skrupułu sięgnął po tabakierkę, ozdobioną brylantami, naszyjnik opalowy i wogóle wszystko, co mogło się pomieścić w kieszeni porządnego włamywacza.
Okno było jeszcze otwarte, jedna z szyb była wykrojona i w brzasku dnia przekonano się, że drabina pochodziła z nowobudującego się domu, co wskazywało, jaką drogą złodziej przybył.
— Krótko mówiąc — rzekł baron d’Imblevalle z odcieniem pewnej ironii — jest to