Przejdź do zawartości

Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Holmes milczał.
Wilson zaryzykował.
— Spokojne czasy nastały. Ani jednej sprawy, co by nas w ruch puściła.
Holmes milczał coraz zawzięciej, ale jego pierścienie dymu były coraz bardziej udatne i wbrew obserwacyom Wilsona — zdawał się wskutek tego doznawać uczucia niezmiernego zadowolenia, jakiego niekiedy dostarczają nam bardzo błahe nawet powodzenia miłości własnej, w chwilach, gdy umysł odpoczywa bezmyślnie.
Wilson zniechęcony powstał i zbliżył się do okna. Smutna ulica ciągnęła się pomiędzy frontami ponurych domów, zasnuta z góry czarnem niebem, z którego padał złośliwy, zapalczywie tnący deszcz.
— O! — zawołał naraz — listonosz!
Wszedł listonosz, wprowadzony przez służącego.
— Dwa listy polecone... zechce pan podpisać...
Holmes podpisał, odprowadził listonosza do drzwi i powrócił, rozpieczętowując jeden z listów:
— Masz minę zupełnie zadowoloną — zauważył po chwili Wilson.