Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Powrócili do hotelu i ten drugi dzień jecze przeszedł w ponurem milczeniu.
Nazajutrz program podobny. Siedli na tej samej ławce w alei Henri-Martin i ku wielkiemu zniechęceniu Wilsona odbywali długie posiedzenie vis-a-vis trzech posesyi.
— Czego się spodziewasz, Holmesie, czy że Lupin wyjdzie z którego z tych domów?
— Nie.
— Że jasnowłosa dama się zjawi?
— Nie.
— A więc?
— Więc myślę, że zajdzie jaki drobny fakt, jakikolwiek, najdrobniejszy fakt, który posłuży mi za punkt wyjścia.
— A jeśli nie zajdzie?
— W takim razie zajdzie coś we mnie, iskra jakaś się zbudzi, co prochy zapali.
Jedyne zdarzenie przerwało monotonię tego poranka, ale w sposób raczej przykry.
Koń jakiegoś pana, który jechał środkiem alei dla konnych, położonej między dwoma alejami spacerowemi, odskoczył naraz w bok i potrącił ławkę, na której oni siedzieli, tak, że otarł się o ramię Holmesa.