Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na piętro. I wciąż to samo milczenie, te same ciemności.
Znalazłszy się na piętrze, wszedł do pierwszego pokoju i zbliżył się do okna, które bielało w słabem świetle ulicy. Wtedy spostrzegł przed domem człowieka, który zapewne zszedł innemi schodami i wyszedł innemi drzwiami. Skręcił się na lewo wzdłuż krzewów, które rosną pod murem, dzielącym dwa sąsiednie ogrody.
— Łotr! — zawołał Holmes — ucieknie mi!
Zbiegł ze schodów i przebiegł klomb, aby mu przeciąć wszelką ucieczkę. Ale już nie widział nikogo i trzeba mu było kilka sekund czasu, zanim rozróżnił wreszcie na tle krzewów ciemniejszą masę, — nie była zupełnie nieruchoma.
Anglik namyślał się. Dlaczego nieznajomy nie próbował uciec? skoro przed chwilą mógł tak łatwo. — Czy został tu, aby czatować ze swej strony na intruza, który mu przeszkodził w jego tajemniczej czynności?
— W każdym razie to nie Lupin — myślał. — Lupin byłby sprytniejszy. To ktoś z jego szajki.