Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co mówisz na to, mój drogi? A to obiadek! którego szczegóły przysporzą nieco efektu pamiętnikom, jakie o mnie przygotowujesz.
Zamknął drzwi restauracyi i zatrzymał się o kilka kroków:
— Nie, ale i ty nie... zdaje mi się.
— I ja nie.
Zapalił papierosa przy pomocy zapałki, którą potarł kilka razy. Ale naraz rzucił papieros, przebiegł szybko ulicę i dopędził dwu ludzi, którzy wyrośli wśród ciemności, jakby wezwani sygnałem. Rozmawiał chwil parę z nimi na chodniku przeciwnym, potem wrócił do mnie.
— Przepraszam cię. Ten szatański Holmes trochę mi nici poplątał. Ale przysięgam ci, że nie skończy tak łatwo z Lupinem. Ah! łotr, zobaczy, jaki djabeł we mnie siedzi... Do widzenia... Nieoceniony Wilson ma racyę, nie mam ani chwili do stracenia. I oddalił się nagle.


∗             ∗

Jednocześnie niemal, gdy Lupin rozstawał się ze mną, Sherlock Holmes spojrzał na zegarek i powstał od stołu.