— Co za szczęśliwy traf!? Doprawdy nadto szczęścia... Pozwoli pan przedstawić sobie jednego z moich przyjaciół...
Przez sekundę, dwie, Anglik był zmieszany, potem instynktem tknięty, wykonał ruch, jakby gotów rzucić się na Lupina...
Ten podniósł głowę:
— Pan się myli... nie mówiąc, że giest nie byłby piękny... i tak nieużyteczny...
Anglik obrócił się na prawo i lewo, jakby szukając pomocy.
— ...A to tembardziej... — rzekł Lupin. — Zresztą czy pan zupełnie jest pewny tego, że ma prawo położyć na mnie swą rękę? No, niech się pan pokaże dobrym partnerem!
Okazać się dobrym partnerem w tem położeniu nie było wcale zachęcającem. Jednakże zdaje się, że tę właśnie rolę Anglik uznał za najlepszą, bo nawpół powstając, chłodno przedstawił:
— Pan Wilson, mój przyjaciel i współpracownik. — Pan Arsen Lupin.
Osłupienie Wilsona wywołało wesołość. Jego rozszerzone oczy i usta szeroko otwarte dominowały na jego zazwyczaj zadowolonej twarzy, o skórze lśniącej, wyprężonej,
Strona:Leblanc - Arsen Lupin w walce z Sherlockiem Holmesem.djvu/105
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.