Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tem, który ma być angielski. Dysonansy te jednak uwypuklają tylko rzeczywistość, nie uszczuplając zupełnie uroku małym, zabawnym uliczkom.
Z początku odczuwa się tylko przedziwny chaos. Wzdłuż przed sobą widzi się nieskończony szereg powiewających flag i ciemnoniebieskich draperyi, które obok chińskich i japońskich znaków pisarskich tworzą widok pełen tajemniczości. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że nie ma tu żadnego świadomego systemu w konstrukcyi i dekoracyi. Każda budowla ma swój odwieczny, fantastyczny urok, jedno nie jest podobne do drugiego, wszystko jest zdumiewająco różne. Gdy się jednak pobędzie godzinę w tej części miasta, oko zaczyna rozróżniać pewien ogólny plan w porządku budowania tych małych, lekkich, dziwnie szpiczastych drewnianych domków, z otwartemi na ulicę pierwszemi piętrami, z cienkimi, nad kramy wystającymi bokami dachów, które tworzą równocześnie markizy, nad miniaturowymi, przybranymi w papierowe parasole balkonikami drugiego piętra. Zaczyna się rozumieć plan ozdobnych sklepów, z podłogą, przykrytą matami i wzniesioną nad poziom ulicy, i ogólnie pionowy porządek w napisach, które albo powiewają na draperyach, albo błyszczą na pozłacanych lub lakowych szyldach. Widzisz wtedy, że ten sam kolor niebieski, który przeważa w stroju mieszkańców, dominuje w dekoracyi sklepów, chociaż z małą domieszką farb i tint—jasnoniebieskich, białych i czerwonych (bez żółtych i zielonych). Potem zwraca twoją uwagę to, że suknie robotników pokryte są takimi samymi dziwacznymi znakami,