pełnej łaski, dobrotliwej matki miłosierdzia. Gdy tylko mała dziewczynka nabierze pojęcia o tkaniu, szyciu lub haftowaniu, zanosi swoje pierwsze udane dzieło do świątyni, jako dar dla słodkiej bogini„ „która ma piękne oczy” — „dla tej, która na głos modlitwy patrzy na dół“. Nawet dzieci z ochronki przynoszą swoje pierwsze robótki z papieru, rozmaite figurki, wyplatane drobnymi różowymi paluszkami.
Podczas dnia Mionoseki jest zupełnie spokojne i ciche. Tu i owdzie tylko zadźwięczy śmiech dziecka, albo odezwie się piosenka żeglarza, wiosłującego na łodzi tak dziwnej, jakiej nigdzie nie widziałem — łodzi, tak ciężkiej, że potrzeba dziesięciu mężczyzn, aby ją ruszyć z miejsca. Stoją zazwyczaj nago, poruszając wiosłami przekątnej rękojeści. (Wyobraźcie sobie literę T, której dolna część wydłużona jest w wiosło). Przy każdem odbiciu opierają się nogą o brzeg, aby uderzeniom wiosła dodać więcej siły, a w pauzach nucą w szczególny sposób melodyę, przypominajacą mi starohiszpańską, kreolską pieśń, którą gdzieś na wodach Indyi wschodnich słyszałem.
A—ra—ho—no—san—no—sa,
I—ya—ho—en—ya!
Ghi!
Ghi!
Śpiew zaczyna się od wysokiej, długiej nuty, prawie z każdą sylabą, staje się lżejszą, cichszą,