Przejdź do zawartości

Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niedługo potem przychodzi gospodarz hotelu, człowiek, wyglądający bardzo sympatycznie, z zapalonemi papierowemi latarniami, żeby zaprowadzić nas do Oho-Yashiro (wielkiej świątyni).
Większa część domów ma już okna i sklepy pozamykane na noc tak, że ulica jest zupełnie ciemna i latarnie naszego przewodnika okazują się niezbędne. Nawet księżyc nie świeci i noc jest bezgwiezdna. Idziemy długą główną ulicą i na skręcie jej dostrzegamy wielki torii z bronzu, wspaniałe wejście do świątyni.
Noc, gubiąc oddalanie i barwy, mocą swej suggestyjnej siły, podnosi jednak wrażenie rzeczy o kształtach potężnych i wzniosłych.
Zbliżanie się do wielkiego świętego ołtarza, przy świetle tylko bladych latarni, przejmuje mnie takiem wrażeniem, że wprost odczuwam żal, na myśl, że jutro będę to wszystko oglądał przy dniu białym. Przed nami rozciąga się wspaniałe, ocienione staremi drzewami, nieskończone avenue, z olbrzymiemi torii, z których zwieszają się ogromne shimenara, symbole niebieskiej „siły rąk” bóstwa. Większe jeszcze od torii i symbolicznych festonów, robi wrażenie majestatyczne, ponure avenue, ocienione potężnemi drzewami, z których wiele liczą po tysiąc lat, sękate wspaniałe sosny gubią swe szczyty w ciemności. Niektóre z potężnych pni, opasane są powrósłami ze słomy: są to drzewa święte. Wystające na wszystkie strony, olbrzymie konary wyglądają przy świetle latarni, jak pełzające poskręcane smoki.