Strona:Lafcadio Hearn - Lotos.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wej stolicy, przechowywanej we wnętrzu domowego buddhyjskiego ołtarzyka. Pewnego oznaczonego dnia (prawdopodobnie czterdziestego dziewiątego dnia po śmierci) matka udaje się nad bieżącą wodę i rzuca na nią, jeden po drugim, małe papierki. Za każdym razem, gdy wypuści z palców jeden, powtarza święte zaklęcie: „Namu Jizo Dai Bosatsu!“
Ta pobożna, mała matka, która modli się tuż obok mnie w ciemności, jest niewątpliwie bardzo uboga. Gdyby była bogatsza, wynajęłaby łódkę, i zawiozłaby swe skrawki papieru na środek jeziora. (Obecnie dzieje się to tylko o zmierzchu dnia gdyż niewiem dlaczego policja przeszkadza temu pięknemu zwyczajowi, podobnie jak do otwartych portów nie dopuszcza małych łodzi słomianych (Shoryobune) z duchami umarłych.
Dlaczego jednak papierki takie rzuca się tylko na wodę bieżącą?
Pewien stary kapłan objaśnił mnie, że pierwotnie rytuał ten wykonywano jedynie dla dusz istot utopionych. Tak więc te słodkie serca wierzą w to, że każda woda płynie do państwa ciemności przez Lai-no-kawara, gdzie panuje bogini Jizo.
Powróciwszy do domu, otwieram jeszcze moje małe, papierowe okienko i spoglądam w mrok nocy. Na moście migocą papierowe latarnie, niby rzędy lśniących świętojańskich robaczków, odbite ich światła błyszczą w czarnej toni jeziora, — widzę szeroki szoji domów mieszkalnych po tamtej stronie rzeki, oświecone miękkim, żółtawym światłem niewidzianych stąd lamp, a w świetle tem rozróżniam poruszające się smukłe sylwetki wdzięcznych kobiet.