Strona:Lafcadio Hearn - Czerwony ślub i inne opowiadania.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

saku z Minokiczi zamknęli za sobą drzwi i ułożyli się do snu, w swych chroniących od deszczu, szerokich pelerynach ze słomianych ździebeł. W pierwszej chwili nie było im bardzo zimno; zdawało się im nawet, że burza szybko przejdzie.
Starzec zasnął prawie natychmiast, ale chłopak Minokiczi leżał długi czas, nie mogąc zasnąć, zasłuchany w posępny wicher i bezustanne bicie śniegu w drzwi. Rzeka ryczała, a cała chata kołysała się i trzeszczała, jak dżonka na morzu. Burza wściekała się strasznie, z każdą chwilą robiło się coraz zimniej, tak, że Minokiczi dygotał pod swą słomianą peleryną. Wreszcie jednak, mimo zimna, również zasnął.
Obudził się, czując, iż śnieg smaga go po twarzy. Drzwi chaty stały otworem i przy odblasku śniegu ujrzał w chacie kobietę — kobietę całą biało ubraną. Pochyliwszy się nad Mosaku, tchnęła na niego — a odech jej podobny był do jasnej, białej pary. W tej chwili zwróciła się do Minokiczi i zatrzymała się nad nim. Chciał krzyknąć, ale nie mógł głosu z siebie wydobyć. Biała kobieta pochylała się nad nim coraz niżej i niżej, aż wreszcie prawie, że go dotykała już twarzą — a choć się zląkł jej oczu pomyślał, że twarz jej jest bardzo piękna. Przez chwilę przyglądała mu się, a potem uśmiechnęła się i szepnęła:
— Chciałam postąpić z tobą tak samo jak z twoim towarzyszem… nie mogę jednak pohamować litości nad twą młodością — ładny z ciebie chłopak, Minokiczi, i ja nie zrobię ci nic złego. Ale jeśli powiesz komukolwiek — choćby nawet swej matce — co widziałeś dzisiejszej nocy, dowiem się o tem z pewnością, a wówczas — zabiję cię!
Z temi słowy odwróciła się od niego i wyszła. A wówczas on uczuł znowu, że może się poruszać. Zerwał się i wybiegł z chałupy. Ale kobiety nie było już widać, a gęsty śnieg zasypywał wnętrze szopy.