Strona:La Rochefoucauld-Maksymy i rozważania moralne.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XVII

Jakże inaczej jeszcze musiały działać te wypolerowane zdańka na współczesnych czytelników i czytelniczki! Przyjrzyjmy się im tylko na tle współczesnej literatury: z jednej strony sentymentalny romans dziergający życie walecznych rycerzy i czułych dam z samych podniosłych uczuć; — z drugiej tragedja Corneille’a, również nie znająca innych pobudek dla ludzkich działań jak tylko wielkie, bezinteresowne i niezłomne. I salony, w których skupiało się ówczesne duchowe życie, siliły się stworzyć fikcję, że istotne postępki ich uczestników kierują się wedle tych szczytnych pobudek.
Otóż, La Rochefoucauld, zanim został pisarzem, żył długo i bujnie; poznał tych mężczyzn i te kobiety, znał tych ludzi w obozie i w salonie, w alkowie i na radzie wojemnej i wiedział co ma o tem mniemać; widział co kryje człowiek pod temi pięknemi pozorami. I napisał swoje Maksymy. Jeden z francuskich krytyków mówi, iż są one „nakłuciem szpilki dla wzdętych ideałów i nadludzkich aspiracyj dogorywającej epoki“. Podobnie jak Myśli Pascala, tak samo te Maksymy są upokorzeniem i zdeptaniem w proch natury ludzkiej. Ale Pascal ma równocześnie poczucie małości i wielkości człowieka, a ujęcie człowieka w tem podwójnem obliczu jest najgenjalniejszym rzutem jego myśli. Tym Maksymom brak jest owej drugiej części Pascalowego dzieła. Pascal depce człowieka poto, aby go podnieść na skrzydłach wiary; tej żywej wiary La Rochefoucauld nie miał, mimo iż — trzeba to zaznaczyć — salony, w których wyrosły Maksymy (pani de Sablé zwłaszcza), stały jaknajbliżej Port-Royalu, tej ojczyzny myśli Pascala.

Z drugiej strony zajmującem jest zestawić książeczkę La Rochefoucaulda z dziełem Moliera. I Molier również

Bibl. Narod. Serja II, Nr. 38 (La Rochefoucauld: Maksymy)II