Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

siąt centów, chociaż w owej chwili nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy. Zapewnienie księdza uwolniło nas wprawdzie od wiary, że Pan Bóg wygląda tak, jak na tym nieszczęsnym obrazku, lecz w umysłach naszych pozostało niezatarte piętno, którego już nigdy nie mieliśmy się pozbyć. Trudno, stało się! Od tego dnia każda myśl, czy wspomnienie o Bogu pojawiały się jednocześnie w naszej pamięci z wizerunkiem srogiego, zagniewanego starca. To była właściwa cena, jaką zapłaciliśmy za naszą ciekawość, to było piętno, które wryło się głęboko w nasze serca, i pozostało nazawsze szczególnie w sercu Sary Ray, która od tej chwili była niepocieszona.
— Ksiądz Marwood kazał mi to spalić, — rzekł Feliks.
— Tego nam czynić nie wolno, — oburzyła się Celinka, — bo chociaż to nie jest wizerunek Pana Boga, to w każdym razie pod obrazkiem wypisane jest Jego Imię.
— Więc zakopmy go w ziemię, — zaproponowała Historynka.
Zakopaliśmy obrazek po podwieczorku do głębokiego dołu wśród kępki jodeł. Potem wyszliśmy do sadu. Tak przyjemnie było mieć znowu przy sobie Historynkę! Przystroiła swe włosy liljowemi dzwoneczkami i wyglądała, jak uosobienie melodji, legendy i marzenia.
— Piękna nazwa dla kwiatów „dzwonki“, nieprawdaż? — zapytała. — Mimowoli przypominają się dzwonki w katedrze. Chodźmy do alei Wuja Stefana i usiądźmy na gałęziach tego rozłożystego drzewa. Na trawie jest za mokro, a chcę wam opowiedzieć pewną historję prawdziwą o jednej starszej pani, którą poznałam w mieście u ciotki Ludwiki. Taka miła staruszka, z cudownemi srebrnemi włosami!
Po deszczu powietrze przesiąknięte było balsamiczną wo-