Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wołała niecierpliwie, patrząc na nas roziskrzonemi oczami. — Nie wygląda tak — nie może tak wyglądać! Jest dobry i piękny! Strasznie wam się dziwię. Przecież to jest poprostu fotografia jakiegoś złego starca.
Nadzieja wstąpiła do naszych serc, chociaż nie byliśmy jeszcze tak głęboko przekonani.
— Nie mam pojęcia, — odezwał się Dan z powątpiewaniem. — Pod obrazkiem jest wyraźny napis „Pan Bóg w Rajskim Ogrodzie“. Widzisz, że tak jest wydrukowane!
— Tak, ale widocznie człowiek, który to rysował, w ten sposób wyobrażał sobie Pana Boga, — odparła Historynka spokojnie, — a przecież o Panu Bogu nie wiedział więcej od was. Przecież Go napewno nigdy nie widział.
— Dobrze ci mówić, — pochwyciła Fela, — ale ty przecież też nic o Nim nie wiesz. Chciałabym uwierzyć, że Pan Bóg tak nie wygląda, ale sama nie mam tej pewności.
— Jeżeli mnie nie wierzysz, to chyba uwierzysz księdzu, — oburzyła się Historynka. — Idź i zapytaj go. Jest właśnie teraz w domu. Przyjechał razem z nami powozikiem.
W każdym innym wypadku nie ośmielilibyśmy się nudzić księdza takiemi pytaniami, lecz sprawa była wyjątkowej wagi. Zaczęliśmy się zastanawiać, kto ma zapytać o to księdza i wybór nasz padł na Feliksa.
— Zaczekajcie lepiej aż ksiądz Marwood wyjdzie, to zaczepicie go na drodze, — poradziła Historynka. — Tam w domu będziecie musieli pytać w obecności dorosłych.
Feliks usłuchał rady. Ksiądz Marwood idący właśnie jodłową alejką, zatrzymany został przez tęgiego małego chłopca, o bladej twarzy i rezolutnych oczach.
My wszyscy czekaliśmy w pewnem oddaleniu, lecz odległość była tak niewielka że rozmowę mogliśmy słyszeć dokładnie.