Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Jednem słowem Historynka miała twardy orzech do zgryzienia, postanowiła jednak wytrwać i pewnego dnia przybiegła do nas z wiadomością, że Piotrek wreszcie się zgodził.
— Jutro ma iść z nami do kościoła — oświadczyła z triumfem.
Znajdowaliśmy się na pastwisku wuja Rogera, siedząc na dużych kamieniach w pobliżu kępki białych brzóz. Za nami ciągnął się stary poszarzały parkan, za którym rosły gęsto fiołki i brodawniki. Nieco niżej znajdowała się dolina Carlisle z malenkiemi domkami, wyłaniającemi się z gęstych owocowych sadów i obszernych połaci żyznych pól. Górna krawędź doliny tonęła w delikatnej wiosennej mgle. Lekki wietrzyk dął od strony pola, przynosząc z sobą balsamiczną woń łącznych kwiatów.
Jedliśmy małe ciasteczka z marmeladą, które upiekła dla nas Fela. Ciasteczka Feli były zawsze wyśmienite! Patrzyłem na nią i zastanawiałem się, dlaczego nie wszystkim wystarczało, że była ładna i umiała piec takie smaczne ciasteczka. Żeby jeszcze była bardziej interesująca! Fela nie posiadała tego uroku, który wiał z każdego ruchu Historynki, nie potrafiła tak dźwięcznie mówić i przesyłać tak obiecujących spojrzeń. Ach, nie każdy może posiadać wszystkie zalety! Ale znowu Historynka nie miała takich rozkosznych dołeczków na buzi.
Wszyscy zachwycaliśmy się ciastkami, z wyjątkiem Sary Ray. Jadła je wprawdzie, ale zdawała sobie sprawę, że jeść ich nie powinna. Matka jej nie lubiła, gdy Sara cośkolwiek jadła między śniadaniem i obiadem, a tembardziej ciasteczka z marmeladą. Pewnego razu, gdy Sara tonęła w głębokiej zadumie, zapytałem ją, o czem tak myśli?
— Myślę o tem, czy istnieje na świecie coś, czegoby mi mama nie broniła — odpowiedziała z westchnieniem.