Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jeszcze nigdy w życiu nie byłam z niczego tak zadowolona, — oświadczyła Fela z bezwstydną szczerością.

Szkic oddalających się osób — kobieta otacza ramieniem dziewczynkę

— Nie moglibyśmy posłać jeszcze dzisiaj tej wiadomości Sarze Ray? — zapytała Celinka, zewsze dbała o wszystkich — Przecież ona tak źle się czuje i biedaczka będzie płakała przez całą noc, jak nie otrzyma od nas wiadomości.
— Chodźmy wszyscy do bramy ogrodu pani Ray i wywołajmy z domu Judy Pineau, — zaproponował Feliks.
Poszliśmy istotnie i udało nam się kogoś z domu wywołać. Przerażenie nasze nie miało jednak granic, gdy w bramie zamiast Judy ukazała się sama pani Ray i zagniewanym głosem zapytała, dlaczego tak krzyczymy. Gdy usłyszała jednak przyniesione przez nas wiadomości, raczyła nam powiedzieć, że jest bardzo zadowolona i obiecała, że powtórzy to wszystko Sarze, „która leży już w łóżku, jak zresztą o tej porze wszystkie dzieci w jej wieku“. Ostatnie zdanie pani Ray podkreśliła z całą surowością.
Nasza gromadka nie miała zamiaru jeszcze tak prędko udawać się na spoczynek. Przeciwnie, po odmówieniu dziękczynnej modlitwy, do której przyłączyli się również nasi dorośli, którzy pod tym względem mieli zupełnie inne poglądy, niż pani Ray, udaliśmy się do altany i zapaliliśmy wielką latarnię, którą Dan wyciął z dużej brukwi. Przy świetle tej latarni wybieraliśmy jabłka dojrzałe już do jedzenia. Tworzyliśmy niezwykle zgraną gromadkę, siedząc