Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XXVIII
BAJKA O TĘCZOWYM MOŚCIE

O ile sobie przpominam, Feliks nigdy nie odniósł zwycięstwa w konkursie cierpkich jabłek. Po pewnym czasie zaniechał zresztą wysiłków w tym kierunku, jak również przestał się modlić na ten temat, twierdząc z goryczą, że modlitwy i tak na nic się nie zdadzą, gdy ktoś inny modli się o coś przeciwnego. Przez pewien czas obydwaj z Piotrkiem byli w niezbyt przyjaznych stosunkach.
Reszta naszej gromadki za bardzo zmęczona była wieczorami po wrażeniach całodziennych, aby móc zanosić ku niebu jakieś specjalne modlitwy. Niejednokrotnie nawet odczuwałem lęk, że nasze „zwykłe“ pacierze są trochę nieuporządkowane, lub też, że wypowiadamy je w zbytnim pośpiechu. Październik był miesiącem szczególnie pracowitym na wszystkich farmach okolicznych. Trzeba było obrywać owoce i czynność tę przeważnie spełniały dzieci.
Zabieraliśmy się do tej pracy codziennie, natychmiast po powrocie ze szkoły. Była ona zresztą całkiem przyjemna i dawała nam wiele zadowolenia, lecz jednocześnie wyczerpywała nas, a wieczorami odczuwaliśmy dotkliwy ból w ramionach i plecach. Po przespanej nocy jednak czuliśmy się znowu doskonale; popołudniu było zazwyczaj nieco gorzej, a wieczorami odczuwaliśmy szalone zmęczenie i rzadko kiedy w sadzie rozbrzmiewały nasze wesołe śmiechy.