Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/270

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ży zielony mech. Skonstatowaliśmy ze zdziwieniem, że nadole nie było wejścia do tego domku, jak bywa zazwyczaj w każdej najmniejszej nawet i najbiedniejszej chatce. Jedyne drzwi znajdowały się na wyższem piętrze i prowadziły do nich wąziutkie zbutwiałe schody. Chatka sprawiała wrażenie zupełnie opuszczonej, jakby żywej duszy w niej nie było, z wyjątkiem dużego czarnego kota, siedzącego na najwyższym schodku, pod samemi drzwiami. Przyszło mi na myśl, że to był właśnie zły znak. Przypomnieliśmy sobie wszyscy ponure słowa wuja Rogera. Czyżby to Peg była tym czarnym kotem? Brednie! Ale mimo wszystko ta bestja nie sprawiała wcale wrażenia prawdziwego kota. Zwierzę było wyjątkowo duże i miało okrutne zielone oczy! Stanowczo w całem jego zachowaniu było coś dziwnie tajemniczego i przerażającego!

Szkic przedstawiający czarnego kota, leżącego na schodach, ze schowanymi pod siebie łapami

Wstrzymując oddech i nie mówiąc ani słowa, Historynka złożyła upominki na najniższym schodku, a na samym wierzchu położyła nasz wspólny list. Opalone jej dłonie drżały, a twarz miała bladą, jak papier.
Nagle otworzyły się drzwi nagórze i Peg Bowen stanęła na progu. Była to wysoka, chuda staruszka, w krótkiej podartej spódnicy, która sięgała jej zaledwie do kolan, w czerwonej wzorzystej bluzce i męskim kapeluszu. Nogi, ramiona i szyję miała obnażone, a w ustach trzymała starą połamaną fajkę. Ogorzała jej twarz pofałdowana była setkami zmarszczek, a potargane kosmyki włosów opadały aż na ramiona. Była zagniewana