Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bąknął Piotrek. — Już dwa lata kołaczę się bez niej po świecie, a dwa lata, to zawsze więcej, niż kilka dni.
— Jestem pewien, że płaczesz tylko dlatego, że Pat jest chory, — oznajmiłem stanowczo.
— Teżbym miał czego płakać! — oburzył się Piotrek, poczem odwrócił się do mnie plecami i odszedł, głośno gwiżdżąc.
Zastosowaliśmy oczywiście znowu słoninę pomieszaną z proszkiem i miksturą tą wysmarowaliśmy łapy i boki Patowi. Ale ku naszej rozpaczy Pat nie chciał się nawet polizać.
— Powiadam wam, że jest poważnie chory, — zauważył Piotrek ponuro. — Jeżeli kot nie dba o swój zewnętrzny wygląd, to najlepszy dowód, że mu śmierć zagląda w oczy.
— Żebyśmy chociaż wiedzieli, co mu jest, moglibyśmy może na to jakoś poradzić, — jęczała Historynka, głaszcząc swego ulubieńca po grzbiecie.
— Jabym wam powiedział, co mu jest, ale napewno będziecie się śmiać ze mnie, — mruknął Piotrek.
Spojrzeliśmy nań z zaciekawieniem.
— Piotrze Craig, co masz na myśli? — zapytała Fela.
— Właśnie to, co powiedziałem.
— Więc jeżeli wiesz, co jest Patowi, musisz nam powiedzieć, — rozkazała Historynka, podnosząc się z ziemi. Wypowiedziała ten rozkaz spokojnie i Piotrek usłuchał. Przypuszczam, że usłuchałby nawet wówczas, gdyby tym swoim melodyjnym głosikiem kazała mu rzucić się w głębiny morza. Zresztą ja sam nie byłbym pod tym względem lepszy od Piotrka.
— Pata uroczono i to jest właśnie ta choroba, — oświadczył Piotrek, pewny siebie, lecz jednocześnie nieco zawstydzony.
— Uroczono? Głupstwa pleciesz!