Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

siedmiu lat pracować, napewno umielibyście o wiele mniej ode mnie.
— Nie martw się o to, Piotrku, — uspokoiła go Celinka. — Ty i tak pod wielu względami wiesz więcej od nas wszystkich.
Lecz Piotrek był niepocieszony i żadną miarą nie mógł odzyskać dobrego humoru. Być wyśmianym w obecności Feli — być wyśmianym przez samą Felę — to było coś takiego, z czem się w żaden sposób nie mógł pogodzić. Mógł pozwolić na to, żeby Celinka i Historynka śmiały się z niego, zniósłby nawet, żeby ci dwaj chłopcy z Toronto stroili sobie z niego żarty, lecz kiedy Fela się z niego śmiała, Piotrek był wówczas najbardziej przygnębiony.
Nie mając już w śpiżarni więcej jajek ani masła, Fela musiała z konieczności zaprzestać dalszego pieczenia ciastek i postanowiła zająć wolny czas wypchaniem dwóch nowych poduszek, które wyhaftowała do swego pokoju. Słyszeliśmy, jak biegała po mieszkaniu, gdyśmy siedzieli na cienistym ganku, gdzie wuj Roger uczył nas, jak się strzela z wiatrówki czarnemi jagodami bzu. Nagle wyszła do nas Fela z zachmurzoną twarzą.
— Celinko, czy nie wiesz, gdzie mama schowała trociny, które wysypała ze starej poduszeczki babci King, gdy je przesiała, aby wybrać z nich igły? Miałam wrażenie, że te trociny są w małej skrzynce.
— Tam były, — odparła Celinka.
— Ale ich tam niema. W skrzyneczce niema nawet śladu trocin.
Na twarzy Historynki odmalowało się coś w rodzaju przestrachu czy zawstydzenia. Widocznie postanowiła się nie przyznawać. Jeżeli nie zdradzi tajemnicy zniknięcia trocin, to może nazawsze pozostanie ona tajemnicą. Chciała nie wspominać o tem ani słowem, jak mi później wy-