Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

narobiłeś kłopotu wszystkim! Proszę cię, nie jedz więcej tych jagód.
— Dobrze, — odparł z uśmiechem Dan, — i tak już zjadłem dosyć. Mają zresztą smak wyśmienity. Przestałem już wierzyć, że to po tych jagodach zachorowałem.
Teraz jednak, kiedy pierwszy gniew mu minął, na twarzy jego odmalowało się przerażenie. Feli nie było z nami. Zastaliśmy ją w kuchni, rozpalającą ogień.
— Ed, nalej wody do imbryka i postaw na ogniu, — zwróciła się do mnie dziwnie zrezygnowanym głosem. — Jeżeli Dan ma po raz drugi zachorować, to bądźmy chociaż na to przygotowani. Chciałabym żeby już mama wreszcie wróciła, mam nadzieję, że nigdy już więcej nie wyjedzie. Danie King, czekaj, będziesz miał dopiero lanie.
— Gwiżdżę! Ja i tak nie będę chory, — zawołał Dan. — A jeżeli masz zamiar opowiadać bajki, Felicjo King, to i ja też znajdę coś do opowiedzenia. Mama ci powiedziała, żebyś używała jaknajmniej jajek podczas jej nieobecności, a ja widziałem ile jajek zmarnowałaś! Liczyłem dokładnie. Zajmuj się lepiej swojemi sprawami, szanowna pani.
— Ładnie ty mówisz do siostry wówczas, kiedy za godzinę możesz już nie żyć! — odcięła się Fela, a w oczach jej ukazały się łzy, częściowo z gniewu, częściowo z niepokoju o Dana.
Lecz po godzinie Dan żył jeszcze i był całkiem zdrowy. Oświadczył nam, że pragnie położyć się do łóżka. Położył się i zasnął natychmiast tak spokojnie, jakby żadnej trucizny nie miał w żołądku, Fela jednak postanowiła mieć na wszelki wypadek gorącą wodę, dopóki niebezpieczeństwo zupełnie nie minie. Nikt z nas nie kładł się spać, aby