Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

było otwarte i nie mogłem dłużej wytrzymać, żeby słuchać, jak śmiejecie się tutaj beze mnie. Zresztą jestem już zupełnie zdrów i czuję się doskonale.
— Mam nadzieję, że miałeś wystarczającą nauczkę, Danie King, — rzekła Fela, przybierając jak zwykle swój protekcjonalny ton. — Tak prędko chyba o tem zapomnisz? Na drugi raz nie będziesz jadł dzikich jagód, jak ci się powie żebyś tego nie robił.
Dan nachylił się już, aby usiąść przy nas na trawie, lecz zamarł nagle w bezruchu, zmrożony słowami Feli. Wyprostował się i spojrzał z nienawiścią na siostrę. Potem zarumieniony z oburzenia, nie mówiąc ani słowa, odwrócił się i odszedł.
— Gotów znowu jakieś głupstwo popełnić, — zawołała Celinka. — Ach, Felu, dlaczego ty nigdy nie potrafisz się powstrzymać?
— Czyż ja mu coś takiego powiedziałam? — zdziwiła się Fela całkiem szczerze.
— Najokropniej jest wówczas, gdy bracia i siostry ciągle się z sobą kłócą, — westchnęła Celinka. — Cowanowie już nawet biją się z sobą, a ty i Dan też wkrótce zaczniecie.
— Lepiej byś głupstw nie gadała! — zgromiła ją Fela. — Dan zrobił się taki wrażliwy, że wogóle nie można do niego mówić. Powinien przeprosić nas to wszystko, co nam narobił wczoraj. Ale ty zawsze stajesz w jego obronie, Celinko.
— Właśnie, że nie!
— Właśnie, że tak! Nie masz do tego prawa, szczególnie teraz, kiedy mamy niema w domu. Ja tutaj zostałam na gospodarstwie.
— Ale niewiele umiałaś zrobić wczoraj, jak Dan zachorował, — uśmiechnął się Feliks złośliwie. Pamięta-