Strona:L. M. Montgomery - Historynka.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zupełnie, gdy znaleźliśmy się na otwartej przestrzeni, siedząc w bryczce po obydwu stronach wuja Aleca, którego pokochaliśmy od pierwszego wejrzenia. Był to mały człowieczek, o drobnych delikatnych rysach, przystrzyżonej siwej brodzie i dużych, zmęczonych błękitnych oczach, przypominających nam oczy ojca. Wiedzieliśmy, że wuj Alec bardzo lubi dzieci i że z głęboką radością powitał „chłopców Alana“. Czuliśmy się z nim, jak w domu i nie lękaliśmy się zadawać mu pytań na najrozmaitsze tematy, których nasuwało się z każdą chwilą coraz więcej. Zaprzyjaźniliśmy się z nim serdecznie podczas tej drogi na przestrzeni dwudziestu mil.

Szkic przedstawiający mężczyznę z brodą, w płaszczu i kapeluszu, palącego fajkę

Ku naszemu głębokiemu rozczarowaniu było już ciemno, gdy przybyliśmy do Carlisle — zbyt ciemno w każdym razie, aby cokolwiek widzieć dokładnie, gdy wjechaliśmy w zadrzewioną alejkę, prowadzącą do starego dworku Kingów. Za nami wisiał jasny księżyc ponad południozachodniemi łąkami, spowitemi w wiosenną ciszę, a dokoła nas panowały ciemności wojennej majowej nocy. Usiłowaliśmy rozgorączkowani przeniknąć te ciemności wzrokiem.
— Tam jest ta duża wierzba, Ed, — szepnął Feliks w podnieceniu, gdyśmy się kierowali ku bramie.
Miał słuszność. Drzewo to zasadził dziadek King pewnego wieczoru, gdy wrócił do domu po całodziennej orce w polu, nad strumykiem. Urosło od tego czasu i przybrało mnóstwo gałęzi. Ojciec nasz, nasi wujowie i ciotki bawili