Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jest Jego twarz na wszystkich obrazach, nie wiem czy Maryla to zauważyła? nie sadzę, aby tak smutnie wyglądał, bo wtedy dzieci niezawodnieby się Go lękały.
— Aniu — rzekła Maryla, sama dziwiąc się temu, że już dawno nie przerwała dziewczynce. — Nie wolno ci tak mówić. Jest to brak szacunku... zupełny brak szacunku.
Oczy Ani wyraziły zdumienie.
— Ach, ja czuję tyle szacunku.. Proszę mi wierzyć, że nie miałam nic złego na myśli.
— O, wierzę bardzo. Ale o niektórych sprawach nie wolno tak rozprawiać. Chciałam ci jeszcze na coś zwrócić uwagę, Aniu! Kiedy cię posyłam po cokolwiek, wracaj natychmiast, a nie zatrzymuj się i nie gap się, jak przed tym obrazem. Pamiętaj o tem! A teraz weź tę kartę i chodź ze mną do kuchni. Tak, siądź w kącie i naucz się tej modlitwy na pamięć.
Ania oparła przyniesiony arkusz o dzban pełen kwiatów jabłoni, który ustawiła przy obiedzie dla przystrojenia stołu — Maryla udała, że nie zauważyła tej dekoracji — i, oparłszy twarz na dłoniach, spoglądała przez kilka chwil w milczeniu na wydrukowane wyrazy.
— To mi się podoba — rzekła wreszcie. — Jakież to piękne! Jużem to raz słyszała, kiedy rektor w niedzielnej szkole Domu Sierot odczytywał te zdania głośno. Ale wówczas nie podobało mi się wcale, bo mówił jękliwym i monotonnym głosem. Czułam wprost, że on uważa modlitwę za czynność bardzo nudną. To nie jest poezja, a jednak wywiera wrażenie poezji. „Ojcze nasz, któryś jest w niebie, święć się Imię Twoje“. Czy nie brzmi to jak muzyka?! Ach, tak się cieszę, że mi pani... Maryla kazała się tego nauczyć.
— Ucz się i bądź cicho — rzekła krótko Maryla.
Ania przysunęła ku sobie wazon z kwiatami jabłoni, aby móc od czasu do czasu ucałować różowy pączek, a następnie kilka chwil uczyła się pilnie.
— Marylo — spytała potem — czy Maryla myśli,