Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Blewett zmierzyła Anię spojrzeniem od stóp do głowy.
— Ile masz lat i jak się nazywasz? — spytała.
— Ania Shirley — odpowiedziało przerażone dziecko. — Mam lat jedenaście.
— Hm, nie wyglądasz na tyle. Ale jesteś pewnie zwinna. Mojem zdaniem, zwinni ludzie to najlepsi robotnicy. Jeśli cię wezmę, musisz się porządnie sprawować — być pilną, pracowitą, prędką i posłuszną. Mam nadzieję, że będziesz uczciwie spełniała swe obowiązki... A więc wezmę panno Cutbert. Pani się jej pozbędzie. Mój maleńki jest taki rozkapryszony, że brak mi już cierpliwości. Jeżeli pani sobie życzy, mogę ją natychmiast zabrać do siebie.
Maryla spojrzała na Anię i serce jej ścisnął jakiś dziwny ból na widok bladej twarzyczki, napiętnowanej wyrazem niemej rozpaczy, — rozpaczy małego, niewinnego stworzenia, widzącego się znowu w klatce bez sposobu wyjścia. Poczuła, że jeśli nie uczyni zadość błagalnej prośbie, zawartej w tem spojrzeniu, będzie ją ono prześladowało aż do śmierci. Przytem, nie lubiła pani Blewett. Oddać wrażliwe dziecko na niewolnicę tej kobiecie! Nie mogła wziąć na siebie odpowiedzialności za czyn podobny.
— Nie wiem jeszcze... — rzekła powoli. — Nie twierdzę, że nie chcemy jej bezwarunkowo zatrzymać. A nawet muszę przyznać, że brat mój życzy sobie, by została u nas. Właściwie przyjechałam tutaj, aby się dowiedzieć, w jaki sposób nieporozumienie to powstało... Teraz zdaje mi się, że najlepiej uczynię, gdy, powróciwszy do domu, raz jeszcze rozmówię się z Mateuszem. Nie mogę teraz postanowić nic ostatecznego bez jego zezwolenia. W razie jednak, gdy postanowimy jej nie zatrzymać, przywiozę ją lub odeślę do pani jutro wieczorem. Jeśli tego nie uczynię, znaczy, że pozostanie u nas. Czy pani się na to zgadza, pani Blewett?
— Muszę się zgodzić — odpowiedziała opryskliwie zapytana.