Na odgłos kroków brata Maryla szybko wybiegła na jego spotkanie. Lecz kiedy wzrok jej padł na dziwaczne, małe stworzenie, w ciasnej, grubej sukience, z długiemi, ognisto-czerwonemi warkoczami i oczami błyszczącemi radością, cofnęła się, zdumiona.
— Cóż to, Mateuszu? — wybuchnęła. — Gdzież jest chłopiec?
— Nie było tam chłopca — odpowiedział Mateusz nieśmiało. — Była tylko ona.
Wskazał dziewczynkę, przypomniawszy sobie dopiero teraz, że nie zapytał jej nawet o imię.
— Nie było chłopca? — Ależ musiał tam być — nalegała Maryla. — Wszakże prosiliśmy panią Spencer, by go przywiozła.
— Tak, ale nie uczyniła tego. Przywiozła właśnie tę dziewczynkę. Pytałem zawiadowcę stacji, ale ten powiedział, że pani Spencer zostawiła tylko ją. I musiałem ją zabrać do domu. Nie można było zostawić dziecka na pustej stacji, nawet jeśli zaszła jakaś pomyłka.
— A to paradne! — zawołała Maryla.
Podczas tej rozmowy dziewczynka milczała, a oczy jej
Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/34
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ III.
Zdumienie Maryli Cutbert.