Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyjaźni, uczyń to możliwie prędko. Jeśli przepadłam, powiesz mi to otwarcie, nie starając się bynajmniej ukryć prawdy. I cokolwiek się stanie, nie pocieszaj mnie i nie żałuj. Przyrzeknij mi to, Janko!
Janka uroczyście przyrzekła, lecz jak to się wkrótce okazało, obietnica ta była zbyteczna. Zaledwie bowiem weszły na szerokie schody, wiodące do przedsionka seminarjum, ujrzały tłum młodzieży, podnoszącej na ramionach swych Gilberta Blythe i wołającej z całych sił:
— Niech żyje Gilbert Blythe, medalista!
Na chwilę Ania uczuła przenikliwy ból, spowodowany rozczarowaniem i porażką. A więc przepadła. Gilbert zwyciężył! Mateusz zmartwi się niewątpliwie... taki był przekonany, że ona zostanie laureatką!
Ale wtem!...
Ktoś krzyknął:
— Po trzykroć hura! Niech żyje panna Shirley, stypendystka Avery!
— Ach, Aniu! — zawołała Janka, kiedy wśród grzmiących okrzyków przedostały się wreszcie do szatni, — Ach, Aniu, jakam ja z ciebie dumna! Czyż to nie wspaniałe!
Dziewczęta otoczyły laureatkę, śmiejąc się i winszując jej gorąco. Obejmowały ją za szyję i mocno ściskały dłonie. Całowana, wyrywana z rąk do rąk, Ania nie omieszkała jednakże szepnąć Jance:
— Ach, jakże Mateusz i Maryla będą uradowani! Muszę natychmiast napisać do domu.
Wkrótce potem nastąpiło uroczyste zamknięcie roku szkolnego. Ważny ten akt odbywał się w wielkiej sali zebrań w seminarjum. Po odczytaniu wypracowań, odśpiewaniu pieśni nastąpiło publiczne wręczanie dyplomów, nagród i medali.
Mateusz i Maryla byli przy tem obecni, z oczami utkwionemi w jedną osobę na estradzie... smukłe dziewczę w jasno-zielonej sukience, z lekko zarumienionemi policzkami i oczami błyszczącemi, jak gwiazdy. Studentka ta od-