Strona:L. M. Montgomery - Ania z Zielonego Wzgórza.djvu/308

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ROZDZIAŁ XIV.

Koncert w Kasynie.

— Ostatecznie włóż białą muślinową sukienkę, Aniu — radziła Djana stanowczo.
Obie były w pokoiku na facjatce. Na dworze panował letni zmrok... miły żółtawo-zielony zmrok pod lazurowem niebem, czystem, bez najmniejszej chmurki. Wielki okrągły księżyc, coraz mocniej iskrzący się srebrnym blaskiem, zawisł ponad Lasem Duchów. Powietrze przepełnione było słodkiemi dźwiękami letniego wieczoru... świergotem zasypiających ptasząt, szelestem kapryśnego wietrzyka, odgłosami dalekich wybuchów śmiechu i wesołych rozmów. Ale w pokoiku Ani roleta była zapuszczona, a lampa paliła się pomimo wczesnej pory, gdyż dziewczęta zajęte tutaj były bardzo ważną sprawą... tualety.
Pokoik na facjatce przybrał zupełnie inny wygląd od owego wieczoru przed czterema laty, kiedy to Ania uczuła, iż nagość jego ścian swym niegościnnym chłodem przejęła ją do szpiku kości. Stopniowo zachodziły w nim zmiany, których Maryla nie broniła, aż wreszcie powstało istne gniazdko, słodkie a miłe, jakiego młode dziewczę mogło sobie życzyć.
Niewątpliwie nie sprawdziło się jedno z najwcześniej-